Jak zrobić tygiel do lutowania – prosty i tani DIY
Moim hobby jest elektronika. Podczas
lutowania zużywam sporo krótkich odcinków kabli, których końcówki trzeba
pocynować, pobielić, zarobić. Tygle oferowane w sprzedaży miały za dużą
pojemność i długo się nagrzewały. Postanowiłem, z pomocą Bożą, zrobić tygielek
dostosowany do moich potrzeb, do roztapiania spoiwa lutowniczego, cyny.
UWAGA – pracujesz z napięciem 230V.
Wentyluj pomieszczenie – opary cyny i
kalafonii są szkodliwe!
Wykorzystałem następujące
komponenty ( razem koszt ok. 10-15 zł)
- element grzejny, grzałka ze
starego opiekacza ( z rozbiórki ) o mocy 380W
- dwie płytki perforowane
ciesielskie ( z gotowymi otworami ), stalowe. Duża płytka ma być nieco większa
niż element grzejny.
- kilka śrub i nakrętek M5
- drut lub blaszki do zamocowania
elementu grzejnego, żeby się nie przesuwał
- osłonka termiczna izolacyjna na
kable od grzałki, żeby druty nie dotykały płytki (bo będzie zwarcie) i jako
zabezpieczenie przed porażeniem prądem
- nakrętka, zaślepka do rur
hydraulicznych ½ lub ¾ cala, albo jakaś metalowa miseczka czy pojemnik, który
służy jako tygiel do cynowania
Uwaga – załóż okulary ochronne i rękawiczki
z materiału,
bo topnik czasami pryska!
Blacha ma nóżki ze śrub M5x20. Sprzęt
włączamy i wyłączamy w krótkich odstępach, żeby temperatura nie była za wysoka.
Czas stopienia cyny – około 2-3
minuty zależnie od tego, jak często włączamy grzałkę i od mocy grzałki.
Uwaga - konstrukcję stawiaj na jakiejś nietopliwej podstawce. Ja stawiam na drewnianej lub na cegle szamotowej (gdy planuję długo używać tygla).
Jak dłużej używam, to stosuję
regulator napięcia na triaku – można wtedy dokładnie ustalić właściwą
temperaturę topienia cyny.
Można sobie przygotować kilka
tygli, żeby dostosować do konkretnych kabli czy podzespołów.
Miałem dość wszelkiego robactwa,
które ciągle mi wchodziło do pokoju, więc zrobiłem barierę
elektryczną ( energetyczną ) z taniej komarołapki elektronicznej.
Łączny koszt to około 15 zł. Bardzo małe zużycie prądu - do
1,5 W. Zrobiłem bariery na całej futrynie drzwiowej i na oknie.
Działa skutecznie ponad rok i żaden chodzący robak mi nie wlazł.
Odstrasza pająki, karaluchy, chińskie biedronki, różne żuczki i
jakieś dziwne larwy.
UWAGA – pracujesz z
napięciem 230V i prądem wyjściowym, który może być
niebezpieczny dla człowieka z chorobami serca lub rozrusznikiem.
Wszelkie modyfikacje robisz na własne ryzyko!
Parametry (z komarołapek, które akurat
miałem ):
- natężenie wyjściowe: 1-7mA ( przy
rezystorze 1M to około 1mA)
- napięcie ok. 600V ( koniecznie
trzeba dać rezystor ograniczający prąd wyjściowy!)
Uwaga – wersja bez rezystora kopie
bardzo mocno, aż do bólu!
Materiały:
- komarołapka elektroniczna sieciowa
na 230V . Ma tą zaletę, że nie wydaje żadnych
dźwięków, bo jest bez
transformatora ( transformator może wyć lub piszczeć )
Na foto po lewej - komarołapka oryginalna a po prawej moja modyfikacja.
Ważne – nie każda
komarołapka się nadaje na tą wersję bariery. Najlepsza jest
taka, jaką zastosowałem, bo można dać małe odstępy między
paskami miedzi. Próbowałem robić z komarołapki siatkowej ( jak
rakietka tenisowa ), ale trzeba było dać duży odstęp między
ścieżkami miedzi, bo jak za blisko, to byle kurz powodował
przeskok iskry i nie mogłem zmniejszyć napięcia. No i
transformator piszczał.
- taśma miedziana z klejem 5 lub 6 mm
- rezystor 1M ( mogą być od 300k do 1
Mom, ale im niżej tym mocniej kopie ludzi
- mały przełącznik ( niekoniecznie )
do wyłączania diod LED bo są bardzo jasne.
Można po prostu odłączyć diody.
- kostka elektryczna, aby wyprowadzić
przewody do taśmy miedzianej
Wykonanie:
Obecnie używam pułapki bez LED i
siatki, oraz z obciętą obudową, ale podaję wersję pierwotną
pułapki, czyli bezy większych przeróbek. Może służyć jako
bariera energetyczna i jako komarołapka ( gdy świecą diody LED ).
- rozkręciłem obudowę i do styków
siatki oryginalnej dolutowałem dwa przewody. Jeden przewód
podłączyłem bezpośrednio do kostki, a drugi też do kostki, ale
poprzez rezystor 1M
- z kostki wyprowadziłem dwa przewody
do dwóch pasów taśmy miedzianej, naklejonych blisko siebie, ale
wzajemnie się nie łączących. Przewody przylutowałem do pasków miedzi.
Nakleiłem na podłogę i ścianę przy
cały drzwiach oraz na parapet i ściany wokół okna.
Odstęp między paskami jest zależny
od tego, czy mamy się chronić od dużych, czy małych robaków. Ja
dałem minimalną odległość ok. 2 mm, żeby zabijało pluskwy,
które są niewielkie. Należy pamiętać, że im mniejsza odległość,
tym większe możliwość przypadkowego zwarcia przez cząstki kurzu,
ale i większa skuteczność, bo zabija i duże, i małe robaki.
- uwaga: jak się taśma zerwie
przy klejeniu ( co się często zdarza ), to koniecznie trzeba
zlutować je razem, żeby było dobre połączenie
- przewody z kostki przylutowałem do
pasków miedzianych a urządzenie podłączyłem do kontaktu 230V
Dałem też dodatkowy wyłącznik diod
LED, żeby można był je wyłączyć – ale nie jest konieczny.
Jak robak wejdzie na barierę to zwykle
słychać trzaski, a nawet widać błyski wyładowań.
Moc bariery można uregulować
rezystorami na odstraszanie lub zabijanie.
Dodam, że jak jeden robak wejdzie na
barierę, to w tym czasie jak go prąd poraża bariera działa
słabiej i jak inny wejdzie, to ma szansę przejść. Chyba jednak
jeszcze się to nie zdarzyło, bo robaków nie mam w pokoju.
Ważne – co kilka dni warto
pędzelkiem delikatnie oczyścić z kurzu paski bariery, bo się
zdarzają fałszywe alarmy, gdyż cząstki kurzu mogą powodować
zwarcie.
Miejsca po zabitych robakach czyszczę
szmatką nasączoną alkoholem izopropylowym, który nie ma wody.
Jak taśma miedziana się niechcący
uszkodzi lub za mocno zaśniedzieje, to można nakleić nową i
zalutować.
Załączam zdjęcia z konstruowania, wnętrza oryginalnej komarołapki i moje modyfikacje oraz film z działania
i testowania bariery. Na końcu filmu jeden z testów odstraszania robaka.
Nie zawsze pod ręką jest ładowarka
Imax z balanserem, a mam kilka wiertarek akumulatorowych. Niestety
ładowarki fabryczne zwykle powodują niedoładowanie ogniw i całe
zasilanie po jakimś czasie pada. Zrobiłem więc prostą mini
ładowarkę zamontowaną na baterii wymiennej, którą się wkłada
do rączki wiertarki. Jest to bateria 3 ogniw Li-ion ( 3s).
Ogniwa ładuje się pojedynczo, co może
nieco wydłużyć czas ładowania, ale i tak się opłaca, bo nie
trzeba mieć drogiej ładowarki z balanserem.
Wystarczy zworkami połączyć jedno
ogniowo z ładowarką, osobno plus i minus. Naładować jedno ogniwo
a potem przełączyć zworki na ładowanie następnego. Podczas
ładowania pali się czerwona dioda, a po skończeniu – niebieska.
Trzeba pamiętać, żeby podłączyć
zworkami właściwe piny.
Potrzebne będą tylko:
- moduł mini ładowarki Li-ion
zasilany napięciem 5V z dowolnej ładowarki USB
Napięcie ładowania – około 4,2V
Natężenie, prąd ładowania –
zależny od rozładowania ogniwa i prądu z ładowarki USB. U mnie
prąd początkowy ładowania maksymalnie 0,95A
- podwójne goldpiny w ilości zależnej
od ilości ogniw – u mnie 6 par
- zworki dwie do goldpinów
- umiejętność lutowania i logicznego
myślenia
Idea jest prosta (trzeba rozebrać
baterię):
- wywalić moduł ładowania fabryczny.
W mojej wiertarce nie można było wywalić, bo na module były styki
zasilające, więc usunąłem brutalnie śrubokrętem wszystkie
elementy smd tak, żeby styki były gołe ( nie miały żadnego
zwarcia)
- wymieniłem jedno ogniwo Li-ion, bo
było uszkodzone
- moduł mini ładowarki Li-ion 5V (za
około 1-2 zł) zasilany napięciem z dowolnej ładowarki USB, jest
zamontowany na stałe pod rączką baterii, tak, żeby nie wystawał
poza obrys rączki
- wyjście ładowania ( B+ i B-) jest
podłączone do szyny podwójnych goldpinów, osobno dla plusa i
osobno dla minusa. Jeśli ogniwa są 3, to 3 dolne goldpiny są
zlutowane razem dla plusa, a 3 następne goldpiny dla minusa
- górne goldpiny są przeznaczone
pojedynczo dla ogniw
- każde ogniwo jest ładowane osobno,
plusy i minusy poszczególnych ogniw są
oddzielone od siebie tak, jak
pokazałem na schemacie, żeby nie było
przypadkowego zwarcia
- z baterii lutuje się i doprowadza od
ogniw 4 przewody tak, żeby można było potem podzielić na plusy i
minusy każdego ogniwa ( dwa przewody wspólne dla 2 ogniw i dwa
pojedyncze )
- oznaczyłem sobie ogniwa ostatecznie
jako XYZ
- do styków na gołej płytce
fabrycznej podłączyłem napięcie 11,7V ze wszystkich 3 ogniw
- wywierciłem dziurę w spodzie
obudowy baterii, żeby przeciągnąć 4 kable od ogniw
- całość złożyłem tak, żeby
bateria wchodziłam do wiertarki.
- na końcu baterii przykręciłem i
przykleiłem moduł ładowarki
- do goldpinów przylutowałem kable od
wyjścia ładowarki ( B+ i B-) oraz kable od ogniw, jak na schemacie
ideowym
- uwaga: z kablami obchodzić się
ostrożnie, żeby nie robić zwarć!
- wszystko trzeba zamontować tak, żeby
nie wystawało poza obrys baterii, żeby niechcący nie uszkodzić,
jak się trzyma ręką.
- sprawdziłem, czy wszystko działa,
przykleiłem listwę goldpinów do obudowy i zalałem miejsca
lutowania żywicą, dla bezpieczeństwa.
To już moja druga wiertarka tak
uratowana. W pierwszej zamiast goldpinów dałem przełączniki DIP
switch (co pokazałem na końcu filmu), ale sporo drożej wychodzi i
mogą nie wytrzymać dużego natężenia.
Załączam zdjęcia i szybki filmik,
gdzie ogólnie pokazałem ideę działania.